Dzieci burzy
Otwieram oczy, myśli
gonią, wzrok szaleje wychwytując kolejne przebłyski poprzedzane grzmotami. Gdzie
jestem? Kim jestem ? Nic nie pamiętam… Rozglądam się. Koło mnie leży dziewczyna
trzymająca za rękę młodszą. Patrzę dalej, widzę polanę, a na niej samotne
drzewo… Burza szaleje. nagle oczy mi się zamykają, czuję, jak upadam.
Budzę się, rozglądam,
jestem w białym, surowym pomieszczeniu. Przede mną stoi postawny mężczyzna,
który zaczyna do mnie mówić. Patrzę po sobie. Jestem przywiązany do krzesła. Jeszcze
raz się rozglądam. Po mojej lewej stoi stół, a na nim lusterko. W odbiciu widzę
chłopaka 15- może 17-letniego z bujną czupryną. Mężczyzna zaczyna krzyczeć. Nie
rozumiem języka, w jakim mówi. Właściwie to nie pamiętam własnego, ani nie wiem,
w jakim myślę. Uderza mnie. Czuję przeszywający ból w policzku. Kolejne
uderzenie i kolejne, tym razem w brzuch. Mężczyzna sięga do stołu po mojej
lewej, stawia przede mną lusterko i odchodzi. Nagle światło gaśnie, lecz ku
mojemu zdumieniu nadal widzę swoją twarz, oświetloną niebieskim światłem,
pochodzącym z moich źrenic. Oczy świecą mi jak dwa reflektory. Mężczyzna zapala
światło, źrenice gasną. Człowiek podchodzi do mnie, zabiera lustro i pokazuje
mi naszyjnik z blaszką na końcu. Na kawałku metalu wyryty jest znak, wiem, co oznacza. Jest to liczba – siedem,
lecz dlaczego nie pamiętam nic innego? Mężczyzna znowu uderza, myśląc, że go
ignoruję. Lecz tym razem, zanim jego pięść uderza w moje ciało, człowiek
odlatuje i uderza o grube metalowe drzwi na przeciwko mnie. Dwa szarpnięcia i
jestem wolny. Podchodzę do drzwi, a one ustępują po jednym pchnięciu. Jeszcze
raz patrzę na mężczyznę leżącego przy drzwiach, podchodzę do niego i wyrywam z
jego zimnej dłoni naszyjnik, po czym wychodzę na korytarz tak samo surowy jak
pomieszczenie z którego wyszedłem. Bez zastanowienia idę w prawo, lewo i znowu
w prawo, o dziwo dokładnie wiem, co robić i gdzie iść. Zatrzymuję się przy
drzwiach, takich samych jak te, które strzegły mojej sali. Dotykam ich, a one
wylatują z framug. Wchodzę do środka i zastaję te dwie dziewczynki, które
widziałem na polanie. Teraz widzę je lepiej. Starsza ma długie, jasne, prawie
białe włosy, bladą cerę, i tak samo niebieskie oczy jak ja. Mniejsza też ma
jasne włosy i niebieskie oczy. Dziewczyny wstają i razem ze mną wychodzą z sali.
Starsza bierze za rękę młodszą. Zaczynamy biec, coraz bardziej zagłębiając się
w labirynt korytarzy. Działamy jak maszyny. Wyjście jest coraz bliżej, czuję
to. Wybiegamy zza następnego zakrętu. Nie zatrzymujemy się ani na chwilę. Straż
próbuje nas zatrzymać, lecz po przebłyskach odlatuje, uderzając o ściany. Teraz
widzę, jak to działa. Biegniemy dalej, o dziwo nie odczuwam zmęczenia. Czy to
sen? Nagle dobiegamy do drzwi, tym razem innych, z szybami. Drzwi ustępują.
Przechodzimy przez próg. Jesteśmy w środku lasu. Biegniemy dalej, słysząc
krzyki straży. Podążam ślepo za dziewczynką, która ciągnie za sobą tą starszą.
Wybiegamy z lasu na drogę, koło nas przejeżdżają pojazdy. Dziewczynki z
zaskakującą zwinnością wskakują na przejeżdżającą ciężarówkę. Biegnę za nimi.
Skaczę. Rękami zahaczam o ciężarówkę, lecz powoli spadam. Nagle starsza
dziewczyna łapie mnie za rękę. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Wiem jak
się nazywa, wiem kim jest. Wciąga mnie na platformę. Nie przestaję trzymać jej
za rękę, dowiaduje się o niej coraz więcej. W naszym języku, w którym nie ma
słów, tylko emocje przekazywane dotykiem, jej imię oznacza przyjaźń. Dlatego
nosimy naszyjniki ze znakiem rozpoznawczym. Dziewczyna puszcza moją rękę,
przekaz zrywa się. Młodsza dziewczynka wstaje, sięga pod koszulkę i wyjmuje
swój naszyjnik, pokazując go nam. Wyryty jest na nim znak oznaczający liczbę
jeden. Chowa naszyjnik, po czym bierze mnie za rękę nawiązując przekaz uczuciowy.
Dowiaduję się, że jej imię oznacza mądrość. Starsza także wyciąga swój
naszyjnik ze znakiem, lecz tym razem nie jest to liczba, tylko coś co
najprościej można przetłumaczyć na ,,Aya”. Po tym wszyscy chwytamy się za ręce.
Nagle odpływam. To było coś więcej niż medytacja. Czułem ciepło gwiazd, zimno
otchłani i bezmiar kosmosu. Widziałem galaktyki. Teraz wszystko było na
wyciągnięcie ręki. Dziewczynka szarpnęła mnie za ramię, wybudzając z transu.
Byliśmy w niesamowitym miejscu, pełnym świateł i wysokich budynków, sięgających
ku niebu. Razem z dziewczynkami wyskoczyłem z ciężarówki prosto na ruchliwą
ulicę pełną aut. Chwilę później byliśmy w drodze. Gdzie? Nie mam pojęcia. Widocznie
w naszej naturze nie leży to, by zrozumieć, tylko to, by poczuć i przeżyć. W
drodze przez metalową dżunglę padało na nas niewiele spojrzeń. Idąc ślepo za
najmłodszą z nas, kierowaliśmy się ku najwyższemu budynkowi. Po długiej
wspinaczce dotarliśmy na miejsce. Pierwszy raz od ucieczki z ośrodka byłem
zmęczony, lecz po moich kompankach nie widać ani trochę zmęczenia. Wyszliśmy na
parking na dachu. Młodsza bez zastanowienia podeszła na jego środek, starsza
stała koło mnie. Oczy pierwszej zabłysnęły niebieskim światłem, dwa auta
zaczęły wyć. Młodsza popatrzyła w niebo i w jednej chwili wystrzelił z niej
snop niebieskiego światła. Fala mocy bijącej od dziecka rzuciła mnie na kolana,
nie mogłem pozwolić się jej poświęcić, zacząłem czołgać się w jej stronę.
Starsza klęczała parę kroków za mną. Gdy pierwsza była już w moim zasięgu, snop
światła zniknął. Zdążyłem złapać ją za rękę. Przekazała tylko, że portal został
otwarty i jej oczy zgasły. Było za późno, klęczałem przy niej jeszcze parę
sekund. Nowe uczucie przeszyło mnie od środka, to smutek. Niebieska łza wyciekła
z mojego oka, spadając na twarz dziewczynki. Poczułem, że ktoś mnie trzyma za
ramię. To Aya przekazująca mi uczucie strachu. Wstałem. Dziewczyna pociągnęła
mnie na schody, lecz nie uległem. Przekazałem poczucie potrzeby. Wróciłem do dziewczynki.
Moje oczy zabłysnęły, jej ciało wyparowało. Odwróciłem się i z żalem podążyłem
za starszą. Na schodach prowadzących do wyjścia usłyszałem kroki. Człowiek
biegł prosto na mnie. Próbując mnie złapać, odleciał na ścianę za jego plecami.
Kolejny raz zabiłem, lecz czułem się inaczej niż za poprzednim razem. Czułem
smutek i żal. Podszedłem do człowieka, chwyciłem za rękę, nie zważając na
ciągły przekaz Ayi. Poprzez dotyk poznaję tego człowieka, jego mowę zachowania,
przeszłość. Kończę przekaz, wstaję i podążam dalej, lecz odmieniony. Nie jak
maszyna, lecz z uczuciami. Coraz więcej rozmyślam. Wiem już, czym jest mój cel,
ale nie wiem co mnie czeka po drugiej stronie portalu. Dowiedziałem się od tego
człowieka więcej niż chciałem. Ludzie, podobnie jak my, zrodzeni w burzy, nie
wiedzą, co jest ich celem, lecz w przeciwieństwie do nas zadają pytania, czego
nasza natura nam zabrania. Dlatego chcę jej się sprzeciwić i mam nadzieję, że
Aya to zrozumie i poprze. Instynkt nas prowadzi, biegniemy jak poprzednio przez
miasto pełne niebezpieczeństw. Musimy dostać się na polanę, by zrodzić się na
nowo w innym miejscu. Bardzo szybko się męczę, nie nadążam za Ayą, która już
wybiegła daleko przede mnie. Nie potrafię jej dogonić. Zatrzymuję się.
- Czekaj! - krzyczę,
zdając sobie sprawę co właśnie zrobiłem;
Aya zatrzymuje się,
zawraca i podbiega do mnie, przekazując uczucie zdziwienia i strachu. Dotykam
jej, przekazując jej to, czego nauczyłem się od tamtego mężczyzny, lecz ona
opiera się. Chce podążać za instynktem, odwraca się i odchodzi. Podążam za nią
dalej, tym razem wolniej. Widocznie także zaczęła się uczłowieczać albo
zrozumiała mój przekaz. Dotarliśmy, podążając za jej instynktem na koniec
miasta i weszliśmy w zatoczkę dla tirów. Pobiegłem za Ayą i razem z nią schowałem
się na tyle jednego z pojazdów. Chwilę później byliśmy w drodze. Chciałem z nią
porozmawiać, więc chwyciłem ją za rękę. Podświadomie przekazałem uczucie
miłości, a zaraz potem dostałem taką samą odpowiedz. Zbliżyłem się, lecz ona
odsunęła się, kończąc przekaz myślowy. Instynkt nie pozwalał jej zachowywać się
jak człowiek, miała jasno wyznaczony cel. Dalsza podróż minęła bez przekazu. Na
skraju lasu ciężarówka zatrzymała się w podobnej zatoczce co wcześniej.
Poszedłem za Ayą w głąb lasu. Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Drżałem, idąc
ubrany w cienką bluzę. Wcześniej ubiór mi nie przeszkadzał, lecz teraz zacząłem
zwracać na niego uwagę. Patrząc na dziewczynę, idącą przede mną, nie widziałem
żadnych oznak zmęczenia czy zimna. W końcu po długim marszu wyszliśmy na
polanę. Było już ciemno, lecz bez trudu poznałem miejsce narodzin. Daleko przed
nami zbierały się chmury. Szedłem dalej ślepo za Ayą, lecz nie chciałem rodzić
się na nowo. Za dużo się dowiedziałem, by stracić pamięć w skutek, jak to ludzie określają ,,teleportacji”, ale
jeśli ona tego pragnie, pójdę z nią. Wyszliśmy na środek polany pod samotne
drzewo, czekając na burzę. Chmury zbliżały się coraz szybciej, aż w końcu pojawił
się pierwszy błysk, a ułamek sekundy później grzmot. Pierwszy raz poczułem
bicie własnego serca, które uciekało mi do gardła. Złapałem Aye za rękę
poczułem jej spokój, popatrzyłem na nią, jej oczy zabłysnęły niebieskim
światłem, oświetlając mnie, a moje oświetliły ją. Przytuliła mnie i w tedy
poczułem dreszcz przechodzący przez całe moje ciało. Odpłynąłem.
Wzrok zaczął uciekać
w otchłań, oddalam się od planety coraz bardziej… Zdaje się, jakby ziemia była
ziarnkiem piasku. Kolejne miliony gwiazd i galaktyk , wzrok i horyzont się
poszerza. Nagle widzę coś znajomego. Jej oczy A w nich miliony galaktyk, które
właśnie przebyłem. Wszystko inne traci znaczenie, ponieważ jestem dalej z nią…
Dominik ;3